wtorek, 28 lipca 2015

Rozdział 02 - Problemy Aurorów

 Dom rodziny Potter'ów od dawna uważany był za dziwny. Podwórze otoczone było gęstymi krzakami, które to zasłaniały widok wścibskim sąsiadom , czasem zza firanek można było dostrzec poruszające się w obrazach postacie, a niektóre przyrządy.... wykonywały należącą do nich prace same!
W tym oto otoczeniu wychował się Albus, średni syn Potter'ów, który uważany był za najbardziej różniącego się od rodziny. I mówiąc szczerze, sam również się tak czuł.. Należał do innego domu w Hogwarcie, to znaczy w szkole magii i czarodziejstwa. Otóż Potter'owie nie byli normalną rodziną. Byli piekielnie zdolnymi czarodziejami. Tak też gdy oni trafili do Gryffindoru, domu znanego z męstwa i odwagi, Albus trafił do cieszącego się złą sławą Slytherinu.
Tego oto dnia, dwudziestego ósmego sierpnia dwa tysiące dwudziestego roku, średni Potter kończył pakować swoje rzeczy i usiadł na łóżku. Jego spojrzenie od razu powędrowało do naszykowanego już mundurka z godłem Slytherinu na piersi. Dlaczego właśnie tam trafił? Może nie miał już nic do tego domu, ale jednak prosił Tiarę o przydzielenie do Domu Lwa. Ta jednak zachowała się trochę... dziwnie. Naskoczyła na niego, że to jej decyzja gdzie zostanie przydzielony i już dawno postanowiła dokąd trafi. Chwilę potem krzyknęła Slytherin! . Albus nie rozmawiał z rodzicami o dziwnym zachowaniu Tiary. Myślał, że to normalne, dopóki nie wyjawił tego swojemu przyjacielowi, Alex'owi.
Jego rozmyślenia przerwało pukanie do drzwi, na które odpowiedział ciche Prosze . Jakie było jego wielkie zdziwienie, kiedy w progu zobaczył swojego brata, Jamesa.
Z James'em nie miał najlepszych relacji, jednak te zdecydowanie się poprawiły, gdy Albus trafił do Hogwartu. Wtedy jego brat stał się nad wyraz opiekuńczy, jednak podejrzewał, że James udawał tak przed pewną gryfonką z rocznika Albusa – Juliettą Wood.
- Al, choć szybko! - szepnął natarczywie starszy z braci. Jego twarz była cała czerwona z emocji, a klatka piersiowa szybko poruszała się to w górę, to w dół.
- O co Ci chodzi? - zdziwił się młodszy Potter, jednak posłusznie ruszył za szesnastolatkiem. Zatrzymali się na końcu korytarza, przy drzwiach do gabinetu ich ojca, które tamtego dnia pozostały lekko uchylone.
- Harry, to naprawdę poważna sprawa. Szpiedzy w Ministerstwie? To nie dorzeczne! - powiedział kobiecy głos należący do ciotki braci, Hermiony Weasley. James spojrzał na brata wzrokiem mówiącym ,,Nie warto było iść ze mną?'' , ale Albus wzruszył tylko ramionami i przysunął się bliżej drzwi.
- Hermiona ma rację. Od trzech lat dzieją się podejrzane rzeczy. Może nie jest to tak złe jak za czasów Sam-Wiesz-Kogo , ale jednak to budzi niepokój. - oznajmił rudowłosy mężczyzna, który stał tyłem niedaleko drzwi. Albus zdziwił się słysząc, że jego wujek nie wymawia imienia Voldemorta. Przecież jego już nie było, nie trzeba było się niczego bać.
- Czyżbyś sugerował, że bagatelizuje sprawę? - zapytał się podenerwowany Harry Potter.- Nie ma już Voldemorta, to prawda. Ale zło nadal jest na tym świecie. Nie wszyscy śmierciożercy zostali wyłapani i to mnie bardzo martwi. Ale powiedzcie mi... Skąd ja na gacie Merlina mam wiedzieć, kto za tym wszystkim stoi?!
W pomieszczeniu zapadła cisza. Od jakiegoś czasu Wybraniec chodził podenerwowany i nawet najmniejsza sprzeczka kończyła się wybuchem pana Pottera.
Albus, który uznał, że i tak usłyszał za wiele, po cichu ruszył w stronę swojego pokoju.
Tam usiadł za biurkiem i zabrał się za pisanie listu.

Alex!
U mnie wszystko dobrze i tak jak ty nie mogę się doczekać powrotu do Hogwartu.
Wybacz, że nie spotkaliśmy się na Pokątnej, ale z powodów rodzinnych
zakupy zrobiliśmy wcześniej niż zwykle. Muszę Ci w pewnym sensie przyznać rację
co do tego, co napisałeś mi ostatnio. W naszym świecie dzieje się coś dziwnego.
Przed chwilą podsłuchałem rozmowę ojca z jego przyjaciółmi.
Jednak wszystko opowiem Ci w szkole, kiedy będziemy wszyscy.
Wiesz może co u naszego Skorpiona? Odkąd Rose uderzyła go w twarz na pożegnanie,
przestał się do mnie odzywać. Mam nadzieję, że się nie obraził.
Do zobaczenia wkrótce
Albus


Młody Potter z zadowoleniem przyjrzał się listowi i wręczył go swojemu puchaczowi Remusowi.
Już nie mógł doczekać się powrotu do Hogwartu. Czuł, że ten rok pozostanie mu w pamięci.


***
- Czy to naprawdę takie trudne?! Dostać się do Departamentu Tajemnic i zdobyć dziennik Riddle'a? -wykrzykiwała Mroczna Pani. Była wściekła, gdy Afus Rowle oświadczył jej, że misja się nie udała. Mężczyzna skulił się przerażony, jednak chwile potem z kpiną spojrzał w stronę drzwi bocznych. Pani również powędrowała wzrokiem w tamtą stronę i szeroko się uśmiechnęła widząc swoją czternastoletnią córkę.
- Witaj, matko. - powiedziała dziewczyna i podeszła bliżej. Afus rzucił jej pogardliwe spojrzenie.
- Być może zabrzmi to niegrzecznie Pani, ale od naszych szpiegów w Hogwarcie wiem, że Twoja córka również nie sprostała zadaniu. - rzekł.
On ma rację Irabello. Ja również ją obserwuję i widzę, że nie wykonuje swojego zadania, oznajmił głos w jej głowie. Mroczna Pani zmarszczyła czoło i spojrzała na swą córkę.
- Wytłumacz mi, kochana.. Kazałam Ci znaleźć Sama-Wiesz-Co, a ty nic sobie z tego nie robisz? - spytała spokojnie kobieta. Po chwili dodała: - To dla nas bardzo ważne. Nie możemy zacząć działać, jeśli tego nie zdobędziemy.
Dziewczyna podeszła bliżej matki i skrzywiła się.
- Jak mam działać, skoro ta przeklęta Wood'ówna mnie obserwuje? Ona coś wie, mamo. Węszy i uważnie mnie obserwuje! - oznajmiła podenerwowana.

Irabella skupiła się mocno i wtargnęła do wspomnień jej córki. Chwile później stwierdziła, że czternastolatka mówi prawdę. Julietta Wood faktycznie odziedziczyła mądrość i bystrość umysłu. Julietta okazała się naprawdę dobrą czarownicą. Widząc wspomnienia córki, zdała sobie sprawę, że z każdym dniem osoby, które miała wyeliminować stają się coraz potężniejsze.  

środa, 22 lipca 2015

Rozdział Pierwszy - Zebranie

Gęste chmury wisiały nad staroświeckim dworem, który ówczesnego dnia niemal wtapiał się w otoczenie. Kobieca postać ubrana w krwistoczerwoną pelerynę i spiczastą, srebrną koronę, przemknęła bezszelestnie pod domkiem ogrodnika, który zajęty był właśnie spożywaniem mugolskiego alkoholu. Znajdowała się w wielkim ogrodzie, jeśli w ogóle to miejsce można było tak nazwać. Trawa była tu bujna niczym włosy Rity Skeeter, drzewa nie miały liści, a dawno wyschnięta fontanna pokryta była mchem.
Tajemnicza kobieta już po chwili znalazła się przy wielkich, dębowych drzwiach, gdzie zza pazuchy peleryny wyciągnęła różdżkę.
- Aperta Chaos. - wyszeptała, a z końca magicznego patyka wystrzelił złocisty promień, który przypieczętował wrota. Dźwięk, jaki wywołało zaklęcie sprawił, że stary ogrodnik zorientował się, że nie jest sam w wielkiej posiadłości.
- Przeklęte bachory! Uciekać mi, ale już! Inaczej zadzwonię na policję! - krzyczał, biegnąc ile sił w nogach. Kobieta zaśmiała się melodyjnie, jednocześnie odwracając się w stronę starca.
- Już dawno temu przestałam być dzieckiem, Arnoldzie Lying. Bardzo dawno temu. - powiedziała, a mężczyzna zachłysnął się powietrzem.
- Diable! Szatanie! Skąd znasz moje imię?! - wykrzykiwał. Bał się. Po raz pierwszy w życiu tak okropnie się bał.
Kobieta wybuchła głośnym śmiechem, kierując swoją różdżkę na mężczyznę.
No dalej kochana. Dwa słowa i będzie po nim. - powiedział głos w jej głowie.
- Avada Kedavra!
Promień zielonego światła pomknął w stronę starca, który po chwili padł na ziemię. Martwy.
Nie mając już nic na przeszkodzie, kobieta pchnęła ciężkie drzwi, a jej oczom ukazał się przestronne pomieszczenie, mogące spokojnie pomieścić sto osób, zresztą tak samo jak inne pokoje, które mijała. W końcu dotarła do końca swej wędrówki. Była to ogromna sala, gdzie jedynym źródłem światła były świece unoszące się nad środkiem długiego stołu.
W pomieszczeniu znajdowało się około dwudziestu osób, każda ubrana w czarno-czerwoną szatę.
- Witaj, o Pani.. - przywitał się mężczyzna o gęstych, rudych włosach.
- Milady.
- Herrscher
Kobieta na każde przywitanie kiwała z godnością głową, jednak w głębi duszy kpiła sobie z nich.
Po upadku Voldemorta stali się nikim. Nie mieli swojego Pana, który mógłby ich poprowadzić. Dopiero, gdy ONA przyjęła ich pod swoje skrzydła nabrali pewności siebie.
Zasiadła na tronie, który znajdował się u szczytu stołu i przyjrzała się twarzom zebranych.
Damian Nott, Thorlan Black, Afus i Nerona Rowle byli dawnymi Śmierciożercami, którzy wiele znaczyli dla swej nowej pani. Wiedziała, że taktyka Czarnego Pana nie była zła, o nie. Była po prostu źle dopracowana, a ona miała już plan jak ją zrealizować.
- Moi drodzy! - zaczęła cicho, jednak gwar przy stole natychmiast ucichł. - Jesteście tu nie bez przyczyny. Dziś minęło dziewiętnaście lat od upadku Lorda Voldemorta. Ten dzień stanie się początkiem zmian, jakie odbędą się w świecie czarodziei oraz mugoli.
Na twarzy zebranych wstąpił uśmiech triumfu.
Niech się nie cieszą. Oni są tylko pionkami tej gry.
Wiedziała, że głosik w jej głowie ma racje, jednak puki co, musiała grać opiekunkę zła.
- Pani, twe słowa jak zawsze są mądre tak samo jak Czarnego Pana jeśli nie bardziej. Ale boję się, że popełnisz błąd, tak samo jak on. - odezwał się zlękniony głos, który należał do Nerony Rowle.
Połowa zebranych zachłysnęła się powietrzem. Bo w końcu kto był na tyle głupi, aby sprzeciwić się woli Pani?
- Jaki błąd, Nerono? - ta spytała spokojnie. Kiedy indziej przystanie jej ukarać głupią Rowle. Kiedy indziej.
- Cho-o-odzi mi o Pottera.
Tego już jej Pani nie wytrzymała.
- JAK ŚMIESZ PODWAŻAĆ MĄDROŚĆ MROCZNEJ KRÓLOWEJ?! MYŚLISZ, ŻE JESTEM NA TYLE GŁUPIA, ŻEBY SAMA O TYM NIE POMYŚLEĆ?! CRUCIO!
Już po chwili Rowle wiła się w męczarniach niczym wąż.
- A więc jakie masz plany, o Mroczna Pani? - spytał się Damian Nott, gdy zaklęcie torturujące przestało działać.
- Jest pewna przepowiednia, która może okazać się dla nas drogą do zwycięstwa. Jeśli tylko wyeliminujemy osoby, o których mówi. A oto i ona, moi drodzy! - Mroczna Pani klasnęła w dłonie, a pergamin pojawił się tuż przy niej. -

Ten, który powstał z przeciwnika Czarnego Pana,
oraz ta, która jest jego dziedziczką.
Ten, którego ród od wieków jest w Slytherinie
i ta, której z ojca rodów trafiają do domu Lwa.
Ta, co mądrość i urodę dziedzicznie ma po Rowenie,
oraz ta, która zwyciężyła z opętaniem bo wiarę i sprawiedliwość ma po Helenie.
Ale szalą ich losów jest ta, co potomkinią jest TEJ, co moc większa jest niż Voldemorta.
Zdecyduj więc, o Pani Chaosu, jaki los czeka świat!

Na sali zapadła cisza. Każdy z przerażeniem wpatrywał się w pergamin, trawiąc jego treść.
- Ten, którego ród od wieków jest w Slytherinie . Pani, jest wiele takich prastarych rodów!
Po słowach Damiana Nott'a na sali wybuchł harmider, jednak przerwał go krzyk Mrocznej Pani.
- Zachowujecie się jak małe dzieci, doprawdy! - fuknęła niczym wściekła kotka. Nie znosiła, gdy dorośli dostawali ataku paniki.
A niby tacy dorośli! - wykrzyknął głos w jej głowie. W stu procentach się z nim zgadzała.
- Ale Pani! To trudno znaleźć osoby pasujące do przepowiedni! - powiedziała przerażona Isabella Bean, na co inni gorliwie jej przytaknęli.
- Na szczęście niektórych osób się domyślam. A resztę musicie znaleźć WY. To najważniejsza Wasza misja. Wybiorę parę osób, które przyjmą posadę nauczyciela w Hogwarcie. Wiele osób z tej przepowiedni to dopiero dzieci, które zaczęły tam naukę. Łatwo będzie je wyeliminować. - oznajmiła Pani, jednocześnie chowając zwój pergaminu.
Obecni w sali pokiwali głowami, dając do zrozumienia, że się zgadzają.
- I ta, której z ojca rodów trafiają do domu Lwa. To chyba każde dziecko zrozumie. Która rodzina uważana jest za zdrajców krwi i trafia do Gryffindoru? Ta, co mądrość i urodę dziedzicznie ma po Rowenie. To już trudniejsze, ale śledząc drzewa geneologiczne czarodziejskich rodzin odkryłam, kto jest dziedziczką Roweny Ravenclaw. Któraś z córek Olivera Wood'a.. - wytłumaczyła im, po czym wstała z tronu.
- Ale która? No i co do pierwszego zdania. O którego syna Pottera chodzi? Ma dwóch! - spanikowała Bean.
- To już Wasze zadanie.

- Dobrze, Irabello Defons.